mjsetr.blogg.se

Wreck this journal 2
Wreck this journal 2








wreck this journal 2 wreck this journal 2

To ciągle jest bezmyślne wykonywanie zadań, założonych prze autorkę książki, pod pięknie brzmiącym hasłem „kreatywnej destrukcji”, w ramach (pseudo)psychoterapii. Swoją drogą: czy naprawdę trzeba to komuś pisać? To dla kogo jest ta książka? Dla ludzi myślących, chcących zaprezentować na niej WŁASNE, twórcze pomysły i WŁASNĄ, kreatywną destrukcję? Czy ta destrukcja w dalszym ciągu jest jeszcze nasza własna? Patrząc na całokształt szczerze w to wątpię. Czy jako istoty myślące, aby dokonać kreatywnej destrukcji naprawdę potrzebujemy żeby nam dyktować na każdej stronie co mamy z tą stroną zrobić? I gdzie w tym wszystkim własna kreatywność? Gdzie te NASZE twórcze pomysły? Skoro wykonujemy jak małpa cudze pomysły pod dyktando, a jedynym miejscem na dokonanie własnego twórczego pomysłu jest ta strona z hasłem typu: „Tutaj zaprezentuj własny pomysł na to jak zniszczyć tą stronę”. Miałoby to większy sens, bo przynajmniej moglibyśmy wymyślić własne zadania bez niczyich podpowiedzi co zrobić z daną kartką. W dalszym ciągu uważam, że kreatywną destrukcję można wykonać biorąc zwykłą czystą kartkę lub - jeśli już chcemy w formie wielu kartek - wystarczy tani brulion za około 2zł. Znajdziecie te same zadania co w poprzednich książkach z tej serii tyle, że w mniejszym formacie (i to nie wszystkie, bo inaczej to kieszonkowe wydanie musiałoby być chyba 2 razy tyle grubsze). Rozwieję więc wątpliwości: nie, nie znajdziecie w niej nic nowego. Wszędzie” jest ewidentnym przykładem na dodatkowe „zdarcie” pieniędzy z naiwnych, którzy uwierzą w oszustwa z okładki. O ile „Zniszcz ten dziennik” to była nowinka na rynku (głupia, bo głupia ale jednak coś innego), o tyle „Zniszcz ten dziennik. Aż chce się zanucić pod nosem „Ale to już było…” Znowu możemy ją upaprać, poplamić, popisać wyhodować na niej coś, przykleić coś, szurać nią, podrzeć, znaleźć sposób na ubranie się w nią… itd. W zasadzie to one są idealnym przekopiowaniem tego, co było w pierwszej książce z tej serii. Przejrzałam kieszonkowe wydanie i mogę stwierdzić, że tych nowych zadań nie ma tam wiele. Bardzo dobrym chwytem marketingowym jest też napis: „edycja limitowana” (typowe zagranie aby przyciągnąć jeszcze większą liczę nabywców).Ī co jest w tym wszystkim najlepsze? Mam jeszcze w pamięci sporą większość zadań ze „Zniszcz ten dziennik”. Jaki to przepis? Wystarczy do tytułu „Zniszcz ten dziennik” dopisać po kropce „Wszędzie”, wydać jako wydanie kieszonkowe (żeby można było zgodnie z tytułem niszczyć wszędzie) i umieścić na okładce dopisek „nowe zadania”. Tym bardziej jeśli to żerowanie jest podszyte hasłami typu: „konstruktywna destrukcja”, „wyrażanie siebie”, „realizowanie twórczych pomysłów” etc.,ģ) przeglądając ową książkę zauważyłam, iż w tym przypadku mamy przykład idealnego przepisu na to jak stworzyć coś, na czym można zarobić. Wszędzie” dostaje ode mnie jedną gwiazdkę, skoro debiutancki „Zniszcz ten dziennik” miał dwie, a „To nie książka” tylko (i aż) trzy gwiazdki?ġ) to kolejne wyrzucenie pieniędzy - lepiej wydać te 15zł na coś (cokolwiek by to było) innego lub dołożyć do naprawdę porządnej książki,Ģ) żerowanie na naiwności ludzkiej (żeby nie powiedzieć głupocie), zaczyna już się robić nudne. Znowu mamy okazję zniszczyć książkę i jeszcze za to zapłacić niemałą kasę (jak na tak cienką kieszonkową książkę to te 15zł to i tak dużo).ĭlaczego „Zniszcz ten dziennik. Tym razem jest tańsza (jedyne 15zł) oraz mniejsza (bo to wydanie kieszonkowe).Ĭiężko stwierdzić, że ją przeczytałam (bardziej przejrzałam), bo jak w poprzednich „dziełach” autorki: niewiele tu jest do czytania. Nie minęło jeszcze parę miesięcy od mojej opinii do „To nie książki”, (gdzie wyraziłam obawę przed kolejnym tworem Keri Smith oraz nadzieję, że nie zobaczę na sklepowych półkach już żadnego nowego „dzieła”), a już mamy kolejną książkę.










Wreck this journal 2